Antoni Prewysz Kwinta – Pelikany

AntoniPrewysz’ Kwinta herbu Dryja, s. Jerzego i Teresy Giedrojciówny, ur. przed 1745 r. (ok. 1710-1794) – sędzia ziemski i sędzia ziemiański brasławski w latach 1792-1794, pisarz ziemski brasławski w latach 1765-1792, strażnik brasławski w latach 1731-1765. Elektor Augusta III Sasa w 1733 r. Był posłem na sejmy z powiatu brasławskiego, wyznaczony z sejmów 1766, 1768 i 1775 do komisji mającej odgraniczyć Księstwo Żmudzkie i do kilku innych komisji. Żona NN. (ok. 1720-po 1750). Ojciec Antoniego  i  Ludwiki Talko-Hryncewicz. Dziedzic Kleszeniszek, otrzymał nadane przez króla Stanisława Augusta Poniatowskiego, po kasacie zakonu jezuitów, z dóbr pojezuickich Pelikany w 1774 r. ze wsiami Rymszany, Miluńce, Wojniuńce.. Antoni Kwinta posiadał 77 dymów na Smołwszczyźnie (tzn. gospodarstw chłopskich). Po roku 1770, kiedy to nastąpiła kasata zakonu jezuitów, mnisi musieli zostawić swoje Songajliszki. Ten majątek pojezuicki przejął Antoni Kwinto (herbu Dryja) pisarz ziemski brasławski. Ze stworzonego w owych czasach opisu wynika, że ówczesne Songajliszki liczyły aż 22 dymy, a więc była to już spora miejscowość.
Majątek Kwintów graniczył z majątkiem Podbereskich, dochodziło (jak to bywa u sąsiadów) do pewnych utarczek i konfliktów. Ciekawa jest skarga o zajazd, podana do sądu grodzkiego brasławskiego przez Podbereskiego przeciwko Kwincie; informuje nas ona bliżej o tym, jak się taki proceder odbywał, a jest równocześnie doskonałym wzorem ówczesnego stylu i ortografii. Jerzy Samson – Podbereski, oboźny brasławski, oskarża Antoniego Kwintę, że
”JW. Kwinta w podwod 10 i ludzi 16 w strzelby i pistolety uzbrojonych wysłał z m. Antoniszki do boru JW. Podbereskiego łuczyny ciąć. A Wielmożny J. Mość Podbereski bronić tey gwałtowności tamże przyjechał. Wówczas Franciszek Dmuchowski, huzar W-go Kwinty, z odwiedzionym kurkiem strzelby do piersi Wielmożnego Oboźnego zmierzył, możeby i zabił, gdyby broń ta odjętą nie została. Nazajutrz tenże Wielmożny Kwinto, z daleko większą gromadą ludzi na podwodach, bronią opatrzonych pod komendą wyrzeczonego Fr. Dmuchowskiego, huzara do boru ciąć belki posłał. Ludzie w borze belki cięli, a Franciszek Dmuchowski z furmanem do domu naszego, mając przy sobie dwururną strzelbę, dwie pary pistoletów i pałasz przy boku, zajechał, którego Ja (…) zapytałem: Dokąd Panowie jedziecie, czy nie na zajazd” Odpowiedział Dmuchowski huzar: Tak Braciszku, niech nie będzie tak śmiały Podbereski dziś, jak wczora, bo mnie Pan tak rozkazał i taką dyspozycję dał – nie dopuszczaj blisko Podbereskiego, by od ciebie i drugich strzelb nie odbierał, jak tylko zayrzysz, strzel jak w piec, za psa zginie, ja za cię odpowiem. Z tych przyczyn My, słysząc tak okropne i straszliwe odpowiedzi i odkazanki determinowanych na kryminał ludzi, żeby swego skutku nie wzięli względem dezolacji boru i wycięcia belek (…). Wszystko według sumienia sprawiedliwie wyznając, podpisujemy i pieczęciami stwierdzamy?.

WIEŚ PELIKANY: LOSY I LUDZIE

Mała miejscowość Pelikany leży tam, gdzie zbiegają się granice trzech państw:
Białorusi, Litwy i Łotwy, na ziemi brasławskiej. Obecnie Pelikany liczą kilkadziesiąt
domów zamieszkałych przez blisko setkę mieszkańców. Wieś jak wieś. Ale nie
ma wsi o takiej nazwie na mapach Białorusi i drogowskazach, a jest natomiast
zamieszanie z samą nazwą. Rzecz w tym, że wcześniej był tu dwór Pelikanów,
była i wieś o tej samej nazwie położona obok majątku. A niedaleko Pelikanów była
wieś Miluńce. W latach międzywojennych w Pelikanach większość mieszkańców
była narodowości polskiej, a w Miluńcach litewskiej. Po wojnie wsie połączono w
jedną, pozostawiając nazwę Miluńce. Ale mieszkańcy okolicznych miasteczek do
dziś używają nazwy Pelikany. Myślę, że to dlatego, że Pelikany, w przeciwieństwie
do Miluńców, miały bogatą historię i bardzo interesujący los.

DAWNE DZIEJE
W źródłach historycznych informacje o miejscowości o takiej nazwie można znaleźć
od XVI wieku. Na mapie Wielkiego Księstwa Litewskiego Pelikany pojawiły się w 1613
roku. Na początku wieś należała do Jezuitów. W 1631 r. Szymon Maffon, Litwin, wstępując
do Jezuitów ofiarował im dziedziczne dobra Pelikany w pow. brasławskim. Od 1631 r. aż
do kasaty zakonu w 1773 r. w Pelikanach istniała stacja misyjna wileńskiego nowicjatu
Jezuitów. O Szymonie Maffonie, byłym właścicielu Pelikan, wiemy, że on i Andrzej Bobola
działali «szczególnie gorliwie na terenie Polesia w okolicach Pińska wskrzeszając życie
religijne we wsiach i miasteczkach rozsianych wśród lasów i mokradel», obaj zginęli śmiercią
męczeńską z rąk kozaków. «15 maja 1657 r. ojciec Maffon został schwytany przez oddział
Zielenieckiego i Popenki w folwarku w Horodcu i brutalnie zamordowany. Oprawcy
przybili go gwoździami do ławy, obwiązali powrozami głowę i ściskali tak mocno, że
aż oczy wyszły mu z orbit. Wreszcie zdarli z zakonnika skórę, polewali go wrzątkiem, a
na końcu zabili szablami. Apostoł Polesia stał się Poleskim Męczennikiem». (według art.
w Miesięczniku WPIS – Wiara, Patriotyzm i Sztuka.) Po kasacie zakonu jezuitów król Stanisław
August Poniatowski nadał Antoniemu Kwincie, pisarzowi ziemskiemu brasławskiemu,
dobra pojezuickie Pelikany (1774 r) ze wsiami Rymszany, Miluńce, Wojniuńce. A.
Kwinta jak i jego przodkowie i krewni sprawował wysokie urzędy na Brasławszczyźnie,
w tym był elektorem Augusta III Sasa w 1733 roku, wyznaczany był z sejmów 1766, 1768
i 1775 do komisji mającej odgraniczyć Księstwo Żmudzkie. Po rodzinie Kwintów dobrami
Pelikańskimi rządził Wincenty Bortkiewicz, urodzony w 1776 roku w majątku Polesie w powiecie
święciańskim. Los nie oszczędzał tego człowieka, ale on zawsze był odważny i bronił
swoich ideałów. Wincenty Bortkiewicz był powstańcem kościuszkowskim, został ranny
w walkach na Pradze, dostał się do niewoli rosyjskiej. Po powrocie do stron rodzinnych zajmował
się majątkami, pełnił urząd wicemarszałka szlachty. Niedługo prowadził spokojne
życie, zajmując się swoimi posiadłościami. W czasie powstania listopadowego był głównym
dowódcą wojsk powstańczych powiatu zawilejskiego (święciańskiego). Po klęsce
powstania został aresztowany i uwięziony, następnie zesłany do Wołogdy. Zmarł na
obczyźnie w guberni smoleńskiej. Za udział w walkach powstańczych Wincenty Bortkiewicz
został odznaczony orderem Virtuti Militari. Ostatnimi władcami Pelikan byli Pelikanowie.
Mieszkali tam dosyć długo, prawie stulecie. Polski lekarz, chirurg Wacław Pelikan
– ojciec chrzestny Juliusza Słowackiego – nabył majątek Pelikany w 1866 roku.
Wacław Pelikan był synem pochodzącego z Czech muzyka nadwornej orkiestry Hetmana
wielkiego litewskiego Michała Kazimierza Ogińskiego w Słonimiu. Po ukończeniu
ze złotym medalem studiów medycznych w Petersburgu Wacław Pelikan został mianowany
na profesora chirurgii na Uniwersytecie Wileńskim. Po przybyciu z Petersburga
fascynuje mieszkańców Wilna młodością, wykształceniem i kulturą. Od 1820 po 1824
Pelikan jest kierownikiem katedry anatomii. Uczył studentów chirurgii i anatomii, własnym
kosztem wyposażył gabinet chirurgii i bibliotekę. Wydał wiele prac naukowych
i podręcznik «Myologia, czyli nauka o muskułach ciała ludzkiego» w języku polskim.
Pelikan jako pierwszy w Wilnie wykonywał operacje plastyczne twarzy.
W 1826 roku młody naukowiec i chirurg zostaje rektorem Uniwersytetu Wileńskiego.
Nie rzuca praktyki chirurgicznej. Mając różne stanowiska operował wiele, był praktykującym
chirurgiem. Niestety jego postępowa medyczna i dydaktyczna działalność była
sprzeczna z jego poglądami politycznymi i odpowiedzialnością obywatelską. Od 1823
roku Wacław Pelikan stał się sojusznikiem Nowosilcowa, najbardziej znienawidzonego
carskiego urzędnika w Królestwie Polskim. Pelikan zaczął pomagać Nowosilcowowi w
tropieniu tajnych związków młodzieży, pracował również w komisji śledczej w sprawie
filomatów i filaretów. Po procesie, który odbył się w Wilnie w 1823 r., wydano surowe
wyroki, kilku przywódców skazano na kary więzienia, dwudziestu filomatów i filaretów,
w tym Mickiewicza, wysiedlono w głąb Rosji. W 1832 roku uczelnia została zlikwidowana.
Taka była kara za udział w powstaniu wielu uczonych i studentów Wilna. Za antypolską
działalność Pelikan został pobity kijami przez mieszkańców Wilna, musiał ukradkiem wyjechać
do Petersburga. W Rosji zrobił wielką karierę w szpitalach Moskwy i Petersburga.
Mianowicie Wacław Pelikan, profesor Uniwersytetu Wileńskiego jest pierwowzorem
postaci Pelikana w dramacie Mickiewicza «Dziady». Pochowany w majątku Pelikany,
Nabyty majątek jego potomkowie posiadali prawie do końca II wojny światowej. Majątek
ten spłonął w czasie wojny.

Z HISTORII PARAFII PELIKANY
Na podstawie wspomnień Ireny Matowicz (z domu Czechowicz), która tam spędziła
swoje dzieciństwo i młodość (do 1957 roku). W parafii Pelikany odpusty były parę razy
do roku. Pierwszy był na św. Kazimierza – 4 marca, drugi na św. Jerzego – 23 kwietnia,
trzeci na Zielone Świątki (wtedy świętowano przez trzy dni, bo odbywało się
czterdziestogodzinne nabożeństwo), czwarty na św. Jakuba – 25 lipca (były to imieniny
kościoła). Na Zielone Świątki suma była z uroczystą procesją, z okazji i biła się jedną ręką
w piersi, a drugą w plecy, powtarzając: ‘Boże bądź miłościw, Boże bądź miłościw i z tyłu,
i z przodu’. Chciała w ten sposób uczestniczyć w obu Mszach św. na raz.

ŻOŁNIERZE NIEZŁOMNI Z PELIKAN
Wiatry drugiej wojny światowej nie ominęły Brasławszczyzny. Majątek był miejscem
postoju dowództwa V Odcinka Wachlarza (organizacji dywersyjnej utworzonej latem
1941). Właścicielkami majątku w tym okresie były Zofia Terlecka – ps. «Irys», i Irena
Pelikan ps. «Ewa». Na początku swej działalności Irena Pelikan była komendantką
oddziału łączniczek. Przewoziła materiały wybuchowe i broń dla dywersyjnych patroli.
Od 1 stycznia do lipca 1944 roku była komendantką łączniczek Kedywu w Wilnie, a
podczas walk o Wilno, od 4 lipca 1944 roku zajmowała się łącznością bojową.
Została odznaczona w 1943 r. Krzyżem Walecznych za męstwo przy pełnieniu służby
w konspiracji, w 1944 za postawę wobec wroga i zasługi organizacyjne otrzymała
Srebrny Krzyż Zasługi z Mieczami. Rozkazem Dowódcy Armii Krajowej z 1 stycznia
1945 roku za wyróżniające się męstwo w akcjach bojowych podczas konspiracji i w
walkach w okresie «Burzy» na terenie Okręgu Wileńskiego została odznaczona
Orderem Wojennym Virtuti Militari. Podczas wojny Irena wyszła za mąż za
Zygmunta Augustowskiego, rtm. Pułku 4. Ułanów Zaniemeńskich, dowódcę
Ośrodka Dywersyjnego «Tumonty» V Odcinka «Wachlarza
», który został odznaczony orderem Virtuti Militari, trzykrotnie Krzyżem
Walecznych, Krzyżem Komandorskim Order Odrodzenia Polski. Jak i wielu
członków AK, po wojnie byli w więzieniu. Irena Augustowska (Pelikan) na
wolność wyszła w 1951 r. Zygmunt Augustowski w 1956 roku, po 8 latach
spędzonych w niewoli. W czasie II wojny światowej funkcje duszpasterskie
w Pelikanach sprawowali dwaj bracia Bohatkiewiczowie. Starszy z nich,
Mieczysław, po ukończeniu Seminarium Duchownego w Pińsku pracował na
Polesiu, po wybuchu wojny powinien był opuścić te tereny. Zginął śmiercią
męczeńską z rąk okupanta niemieckiego. Drugi z braci, Stanisław, był
proboszczem w Pelikanach do lipca 1948 roku.Pełnił obowiązki kapelana
Brasławskiego Obwodu Armii Krajowej.

POSŁOWIE
W 2007 roku w Pelikanach została zamknięta szkoła pobudowana w 1925 roku.
Tak i stoi ze starą kłódką w drzwiach od 8 lat. Ale na szczęście jest nadzieja, że
niezwykła historia tej miejscowości będzie i dalej kontynuowana. I to dla tego, że
stary budynek z oryginalną polską stolarką okienną i kafelkowanymi płytkami
został wykupiony przez rodzinę z Mińska, która chce w budynku starej polskiej
szkoły utworzyć centrum wypoczynku rodzinnego, rehabilitacji i integracji.
Nowi gospodarze mówią: «W tym miejscu jest mocna i czysta energia, od niego
nie wieje smutkiem. Stara polska szkoła stoi mocno. Budowali sumiennie». Ten
nowy ośrodek będzie stał w cudownym miejscu, niedaleko jeziora, wśród wysokich
jesionów, blisko kościoła. W literaturze odnotowana jest miejscowa legenda o
rycerzu, który zatrzymał się w majątku w czasie wojny. W nocy na dwór napadli
wrogowie, rycerz powinien był uciec. W jego pokoju znaleźli dziwnego ptaka –
pelikana. Od nazwy tego ptaka być może otrzymała nazwę ta posiadłość . (Память.
1988. Браславский район) Istnieje i inna legenda. Legenda o pelikanach karmiących
pisklęta krwią spływającą z własnej rozszarpanej piersi aż do całkowitego wycieńczenia
i śmierci. W teologii w kontekście sakralnym jest znakiem ofiary Jezusa za grzechy ludzi.
W marcu 2016 r pracownicy parku narodowego «Jeziora Brasławskie» obserwowali
niedaleko Pelikan bardzo rzadkiego ptaka – różowego pelikana. Dla Brasławszczyzny
różowy pelikan to bardzo rzadki, przypadkowy ptak. Być może jego przylot zapowiada
nową piękną historię dla tego miejsca i życie bogate w wydarzenia ludziom zamieszkującym
Pelikany-Miluńce. Życzymy im tego.

Teresa Puńko, Widze-Pelikany-Brześć

ECHA POLESIA 3(51)2016
http://polesie.org/5423/echa-polesia-32016/

Urodzony w Pelikanach

Rodzice moi pochodzili z gminy Opsa w Powiecie Brasławskim, a po roku 1945 zamieszkali w parafii Srokowo powiat Kętrzyn.
Urodziłem się w roku 1937 na kolonii wsi Pelikany, niedaleko jeziora, na którego przeciwległym brzegu widniały zabudowania majątku należącego do wnuczki Wacława Pelikana (1790-1873) uwiecznionego niechlubnie przez Adama Mickiewicza w III części „Dziadów”. Z dziedzińca naszego domu widoczne były wieże wiejskiego kościoła można też było słyszeć bicie dzwonów według których nastawiano domowe zegary.
Jesienią 1945 roku moja matka podjęła odważną decyzję – będąc wdową z dwoma synami (ja miałem 8 lat, brat 14), załadowała dobytek na trzy wozy konne i przewiozła na towarową stację w Postawach.
Wyjeżdżaliśmy w nieznane, na tzw. „Ziemie Odzyskane”, przyznane Polsce po II wojnie światowej. Na odjazd czekaliśmy 10 dni, koczując na dworze i śpiąc w przepełnionym baraku razem z bydłem i domowym ptactwem.
Po dwóch dniach jazdy pociąg zatrzymał się na stacji Rastenburg – dzisiaj Kętrzyn. Tymczasowo zakwaterowano nas wraz z dobytkiem w wojskowych barakach.
W dokumentach mama miała wpisany zawód rolnika, musiała więc zasiedlić gospodarstwo rolne na wsi. I tak się stało; objęliśmy we wsi Siniec, 12 km od Kętrzyna, opuszczone budynki gospodarcze wraz z kilkunastoma hektarami ziemi.

W głębi widoczna wieża pelikańskiego kościoła (1969 r.)

Pełny tekst powyższego artykułu

Nieznane fakty w parafii pelikańskiej

Ксендз Пеликанского костела (ks. Mieczysław Bohatkiewicz)Видзовского района Вилейской области убеждал верующих, что «местная власть — сельсовет — является не избранником народа, а самозванцами, безбожниками, которые мучают людей, занимаются грабежом. Власть должна исходить из костельного совета, который является избранником народа, и только он защищает интересы народа», — произнёс он в одной из проповедей. Под  этим влиянием, выйдя из костела, часть верующих с криками «Долой советы» направилась к сельсовету. И только вмешательство «товарищей из партактива» предотвратило инцидент [37, лл. 91-92].
http://pawet.net/files/jarmusik.pdf

Ks. Kazimierz Tomaszewicz – pleban pelikański (1780-1784?)

Ks. Kazimierz Tomaszewicz, pleban pelikański „urodzony w Powiecie Brasławskim, edukowany w seminarium Diecezjalnym Wileńskim. Wyświęcony w roku 1774 na prowizyą Imc xdza Zygmunta Łastowskiego plebana ikaźnieńskiego. Liczy sobie lat 34. Possyduje to beneficium pelikańskie od roku 1780”. Wizytacja dekanatu brasławskiego 1782-1783, s. 353.

Z opisu dekanatu brasławskiego z 1784 r.

Pelikany – pożegnanie ks. Jerzego Wilka

W niedzielę 24 lipca 2011 r. w kościele w Pelikanach odbyła się uroczystość św.św. Jakuba i Krzysztofa. Samochody poświęcił ks. Jerzy Wilk. Natomiast w niedzielę 31 lipca 2011 r. w tym kościele miało miejsce pożegnanie ks. Jerzego Wilka. Parafianie bardzo żałują odchodzącego księdza. Na jego miejsce przyszedł Brasławianin ks. Marek Kozłowski. Dzięki staraniom byłej parafianki Eulalii Pietkiewicz koło portretu śp. błogosławionego ks. Mieczysława Bohatkiewicza były biało-czerwone sztandary i harcerska warta honorowa. Nabożeństwo odprawiono w języku polskim. Na koniec mszy św. podziękowanie i pożegnalne słowa dla odchodzącego ks. Jerzego Wilka wygłosiła Eulalia Pietkiewicz.

Wacław Pelikan – lekarz, chirurg (Pelikany)

Wacław Pelikan (ur. 1790 Słonim, zm. 1873) – polski lekarz, chirurg.

Pierwotnie adiunkt akademii petersburskiej, mianowany w 1817  profesorem chirurgii na uniwersytecie  wileńskim. W latach 1826-1831 rektor Uniwersytetu Wileńskiego. Od r. 1820  objął katedrę anatomii na tej uczelni, a w 1833 w Petersburgu.

Wydał wiele prac naukowych i podręcznik: „Myologja czyli nauka o muskułach ciała ludzkiego”.

Źródła

  • Wielka Ilustrowana Encyklopedia Gutenberga (1934-1939)
  • Ilustrowana Encyklopedia Trzaski, Everta i Michalskiego (1924-1927)

http://pl.wikipedia.org/wiki/Wac%C5%82aw_Pelikan

 
Wacław Pelikan, profesor chirurgii

Świetny chirurg Wacław Pelikan pochodził ze wsi Pelikany niedaleko Bracławia. Po studiach przeniósł się do pracy na uniwersytet, gdzie zasłynął modernizując prowadzenie operacji (1. p XIX w.). Wspomniany został w III cz. „Dziadów” A. Mickiewicza za rozwiązanie organizacji filaretów. Po 1830 r. popadł w niełaskę u mieszczan, a jego postawa w czasie represji wykluczyła go z towarzystwa. Następnie objął pozycję w Petersburgu, lecz z niewiadomych względów popadł w niełaskę cara. Po powrocie do Wilna zmarł biedny i odrzucony w Bracławiu.
http://ammaterialy.w.interia.pl/historia.pdf

Po śmierci Niszkowskiego profesorem chirurgii w drodze konkursu został Wacław Pelikan,(ojciec chrzestny Juliusza Słowackiego), który w świadomości Polaków kojarzony jest ze śledztwem i procesem Filomatów i Filaretów.
http://www.ptchd.pl/historia-ptchd.html

W roku 1812 znaczna część kadry naukowej opuściła Wilno z obawy przed armią napoleońską idącą na Moskwę, część pozostałych naukowców i studentów zaciągnęło się do wojska. Wkrótce na uniwersytecie rozpoczął się ruch Filomatów (1817-1823) i Filaretów (1820-1823), zakończony procesami w 1823 roku i represjami. Uniwersytet chylił się ku upadkowi, a ówcześni rektorzy Józef Twardowski (1823-24) i Wacław Pelikan(1824-32) nie potrafili temu zapobiec.
http://www.radzima.org/pl/wilno/5736.html

Po 1824 r. zaczął się powolny upadek Uniwersytetu.Kolejni rektorzy: matematyk Józef Twardowski oraz słynący z serwilizmu Wacław Pelikan nie byli w stanie podnieść uczelni do wcześniejszej rangi. Ostateczny upadek przypieczętowało powstanie listopadowe; ukazem z 1 V 1832 r. Mikołaj I polecił zamknąć Cesarski Uniwersytet; wydziały medyczny oraz nauk moralnych i politycznych przekształcić w Akademię Medyko-Chirurgiczną i Akademię Teologiczną. Obie Akademie zostały zlikwidowane w 1842 r.
http://glos.umk.pl/2004/09/wilenski/

Mówiło się o legendzie wiążącej upadek uczelni z powierzeniem stanowiska rektora profesorowi medycyny, jakoż władze rosyjskie powołały na nie (nie został więc wybrany przez Radę Uniwersytetu) zdolnego chirurga Wacława Pelikana, w rektoracie — wskutek interwencji kuratora Nowosilcowa — mówiono już wyłącznie po rosyjsku.

http://gu.us.edu.pl/node/212481

1 grudnia 1831 roku”czystkę” na uniwersytecie przeprowadził osobiście rektor  Wacław Pelikan. Pozbawił on pracy m.in. Jędrzeja Śniadeckiego, Leona Bobrowskiego, Fonberga, Karowickiego. Polityce niszczenia oświaty i kultury polskiej na Litwie koordynowało carskie Ministerstwo Narodowego Oświecenia.
http://wap.garlicki.com/wilno/wilno02.html

Wacław Pelikan (11 IX 1790 -9 VI 1873). Urodzony 11 września 1790, Słonim, 221 lat temu. Znak zodiaku Panna. Zmarł 9 czerwca 1873, Pelikany koło Borysowa, Białoruś, 138 lat temu, w wieku 83 lat. Lekarz, chirurg. Katolik, od1816 prawosławny. Rektor uniwersytetu w Wilnie 1826-1831.

http://www.chronologia.pl/osoba-pewa17900911s0-pl.html

 

 
Wacław Pelikan – prof. Uniwersytetu  Wileńskiego

Wacław Pelikan był synem prof. Wacława Pelikana, matka n/n.

Wacław Pelikan uważał, że jego ród pochodzi z majątku Pelikany koło Opsy i Brasławia, który znajdował się w powiecie nowoaleksandrowskim (gubernia kowieńska). Dzieci mieszkały w Widzach. Wynika z tego, że chodzi o dzisiejszy Brasław (przed wojną woj. wileńskie). Informacja pochodzi z książki „Pamięć. Rejon brasławski”.

Ze wspomnień Melchiora Wańkowicza:
Tknięty bowiem dziwnym przeczuciem, wszedł do wielkiego drewnianego domu zatopionego w starym sadzie, a drzwi otworzył mu doktor Karol Pelikan, wnuk lekarza i znanego  chirurga Wacława Pelikana, który w latach 1826-1832 był rektorem Uniwersytetu Wileńskiego, a prywatnie ojcem chrzestnym Juliusza Słowackiego. To on wspomniany został przez Mickiewicza w III części «Dziadów» jako sprzedawczyk za rozwiązanie związku filaretów. Odpowiadał za tzw. czystki na uczelni po powstaniu listopadowym. Znany był z serwilizmu wobec caratu. W roku 1832 po rozwiązaniu uczelni przeniósł się do Petersburga. Biedny i opuszczony zmarł w pobliskich Pelikanach, swojej rodowej siedzibie. Gospodarz w rozmowie z pisarzem przyznał, że dziad jego sprzeciwił się pozwoleniu na powrót do kraju Mickiewicza oraz skonfiskował «Konrada Wallenroda». Usiłował go jednak nieskutecznie wybielić. Biedny człowiek, na którym przeszłość rodu zaciążyła jak złe fatum, niszcząc go do cna.

Należy dodać, że właścicielem majątku w Rozalinowie gm. Opsa (62 ha) w latach przedwojennych był również Wacław Pelikan.

Ks. Stanisław Bohatkiewicz (d. proboszcz pelikański) – dalsze jego losy w parafii w Czerninie

Kwartalnik Górowski 20/2007
HISTORIA PARAFII W CZERNINIE
CZ. II
PROBOSZCZOWIE I WIKARIUSZE

Ksiądz Stanisław Bohatkiewicz, duszpasterzował w Czerninie w latach 1970 – 1989. Był to kapłan-Sybirak. Miał dwa wyroki śmierci nałożone na niego przez NKWD.
Po II wojnie światowej przesiedział do 1945 roku w łagrach sowieckich, do 1956 roku w Kazachstanie.11 Po powrocie z łagrów duszpasterzował w Bystrzycy Górnej, następnie w Lewinie Brzeskim, a od 1970 roku pracował w parafii św. Wawrzyńca w Czerninie .
Ksiądz Stanisław Bohatkiewicz przywiązywał wielką wagę do takich miejsc pracy kapłańskiej jak:
– ołtarz,
– konfesjonał,
– ambona.
Był człowiekiem modlitwy i dobrym kaznodzieją. Na terenie dekanatu Góra Śląska pełnił funkcję ojca duchowego.
Dużo czasu spędzał w konfesjonale i to nie tylko w Czerninie, ale i w innych parafiach.12
Mniejszą wagę przywiązywał do spraw remontowych; widział w pracy swej potrzebę żywych kontaktów z ludźmi.13 Dbał o rekolekcje, misje święte w Czerninie.
Do tych funkcji zapraszał szczególnie franciszkanów z Osiecznej i kapłanów z dawnej archidiecezji wileńskiej.14
Po przejściu na emeryturę w 1989 roku przebywał w parafii jako rezydent do 18 maja 1998 roku. W tym dniu nastąpiło jego uroczyste pożegnanie z parafianami. Udał się do Wrocławia do swojej bratanicy pani Krystyny Nowakowskiej. Zmarł 27 lutego 2004 roku. Został pochowany obok kościoła parafialnego w Czerninie.15
Ksiądz Stanisław Bohatkiewicz ze względu na swój wiek w trakcie duszpasterzowania miał do pomocy wikariuszy, pierwszym był ksiądz Józef Czekański. Pracował w parafii w latach 1977-1981.
Następnym wikariuszem był ksiądz Władysław Lasota, pracował w latach 1981-1985. Obok pracy duszpasterskiej i katechetycznej pomagał proboszczowi w niektórych pracach remontowych np. przy remoncie cmentarza w Zaborowicach oraz remoncie kościoła w Czerninie. W roku 1985 przygotował uroczystość 50-lecia kapłaństwa księdza proboszcza Stanisława Bohatkiewicza. Parafianie wysoko cenili jego pracowitość.26
W latach 1985-1988 pracował ksiądz Józef Meller. Był on znakomitym kaznodzieją i duszpasterzem młodzieży. Powstała wtedy grupa młodzieży oazowej oraz „Krąg Rodzinny”.27 Ksiądz Meller często organizował pielgrzymki szczególnie z ludźmi młodymi do Częstochowy i Trzebnicy. Wybudował na cmentarzu parafialnym w Zaborowicach
grotę z kamienia polnego poświęconą Najświętszej Marii Pannie z Lourdes.28
Ostatnim wikariuszem pracującym tylko rok w parafii czernińskiej w latach 1988-1989 był ksiądz Franciszek Mucha. Ksiądz Franciszek miał zostać następcą proboszcza w parafii św. Wawrzyńca w Czerninie. Po otrzymaniu dekretu Kurii Arcybiskupiej we Wrocławiu został skierowany jako proboszcz do parafii w Walimiu.29

7 tamże, s. 8-9.
8 tamże, s. 8.
9 tamże, s. 11.
10 Archiwum Parafialne w Czerninie, Kronika Parafialna, t. 1 s. 
   8-18.
11 Archiwum Parafialne w Czerninie, Życiorys księdza S. Bohatkiewicza w maszynopisie, nie publikowany, znajduje się w
Archiwum Parafialnym w Czerninie. ksiądz C. Krochmal, Wspomnienie o kapłanie. „Wawrzynek” 2004 nr 3 s. 2 -4.
12 Relacja księdza C. Krochmala. Relacja księdza dziekana R. Szkoły z Góry Śląskiej, obecnie pracującego w Wambierzycach
– Za udzielenie tej informacji składam jemu na tym miejscu serdeczne podziękowanie.
13 Relacja S. Stockiego – organisty.
14 Archiwum Parafialne w Czerninie, Kronika Parafialna, t. 1.
15 Archiwum Parafialne w Czerninie, Kronika Parafialna, t. 3.
26 Relacje S. Stockiego – organisty, J. Kiaska – kościelnego.
27 Archiwum Parafialne w Czerninie, Kronika Parafialna, t. 1.
28 tamże.
29 Relacja księdza F. Muchy – Za udzielenie tej informacji składam jemu na tym miejscu serdeczne podziękowanie.

Kwartalnik Górowski 20/2007

  

Grób ks. prałata Stanisława Bohatkiewicza
fot. Mirosław Żłobiński

http://pcdn.edu.pl/kwartalnik/KG_20.pdf

Pelikany – zdjęcia szkolne sprzed 1939 r.

Szanowni Państwo!
Poszukuję pilnie wszelkiej informacji o Pelikanach:
1. O szkole i osobach uwidocznionych na załączonych zdjęciach szkolnych  (10 fotografii) z okresu sprzed 1939 r., obecnym stanie tych zabudowań i ewentualnych ich mieszkańcach.
2. Kontaktu z dawnymi i obecnymi mieszkańcami Pelikan. 
3. Wszystkiego co o nich wiadomo.
Zamierzamy w naszej działalności w tym roku  poświęcić Pelikanom szczególną uwagę oraz przypomnieć m. in. związane z nimi zdarzenia
z l. 1941-43 . Kulminację tego przewidujemy w czasie naszego autokarowego wyjazdu do Brasławia w II połowie sierpnia 2011 r.
 
Z poważaniem,
Władysław Krawczuk    
                                 Podczas posiłku w szkole w Pelikanach

                                                               Nauczyciele w  ogródku szkolnym w Pelikanach

 
 
 Dziewczęta przed szkołą w Pelikanach (w głębi kościół pelikański) – 1937 r.

Nowy proboszcz w kościele w Pelikanach

W kościele w Pelikanach jest inny ks. proboszcz. Poprzedni, ks. Michał Tatarenka odszedł. Obecny kapłan jest również wielkim przyjacielem parafian. Poprzednio pracował w kościele w Parafianowie, teraz w Pelikanach.Jak sam mówi los tak chciał, że idzie śladami ks. błogosławionego Mieczysława Bohatkiewicza. W Parafianowie  ks. Mieczysław urodził się, w Pelikanach był proboszczem. Niedawno zorganizował pielgrzymkę do Berezwecza / Głębokiego – miejsca kaźni i śmierci ks. Mieczysława Bohatkiewicza gdzie modlono się bardzo oddanie nie zważając na zimowe warunki pogodowe.

Chór (organy) kościoła w Pelikanach

   
    Fot. Helena G.
        Chór w kościele w Pelikanach – 2008 r.



  

   Fot. Helena G.
   Spojrzenie na chór w kościele w Pelikanach. Przed wojną były tam organy, dziś ich nie ma.


Panie E.Jeśli chodzi o organy w pelikańskim kościele, to przed
wojną były.Natomiast po wojnie kościół był długo zamknięty, a
kiedy oddano go wiernym do remontu, organów już tam nie było,
tylko pojedyncze piszczałki gdzieś się poniewierały. Zniszczeń
dokonali prawdopodobnie ludzie kołchozowi w czasie, gdy kościół
służył jako spichlerz zbożowy. Przed chwileczką tę informację
uzyskałam od Krystyny B. Obecnie w czasie mszy grają organy
elektryczne.
Pozdrawiam
Helena G.

Czy na zdjęciu jest ks.Hipolit Malinowski – prośba o rozpoznanie


Fotografia. Pamiątka ze świąt. Rok 1905

Adam Czesław Dobroński

Proszę bardzo o baczne przyjrzenie się tej fotografii. Podbiałostockie Dobrzyniewo Kościelne (wcześniej Poświętne). Trwała rewolucja.

 

 

Twarze osób widocznych na zdjęciu wyrażają dumę, najbardziej chyba wzruszony był ksiądz – staruszek, stojący tuż przy kielni z zaprawą.

 

Car Mikołaj II zmuszony został do ustępstw. Skorzystali z tego i gnębieni w Cesarstwie katolicy, mogli wyjść procesyjnie na ulice, urządzać pielgrzymki, stawiać krzyże w podzięce Panu Bogu. Łatwiej było i względem budowy nowych świątyń.

Pierwszy drewniany kościół w Dobrzyniewie stanął w latach 1519-1525 za sprawą wojewody wileńskiego Mikołaja Radziwiłła. Wieś ta ma bogatą historię, wcześniej zaczętą niż Białystok. Po prawdzie były to sąsiadujące ze sobą Dobrzyniewa o zmieniających się granicach i drugich członach nazwy. Nowe impulsy wywołało uruchomienie fabryk włókienniczych i Kolei Brzesko-Grajewskiej. Tak uformowały się ostatecznie w drugiej połowie XIX wieku: Dobrzyniewo Duże (przy szosie wiodącej do Knyszyna i dalej ku Prusom Wschodnim), Dobrzyniewo Fabryczne, Dobrzyniewo Kościelne.

W 1901 r. inż. Romuald Samotyja Lenczewski sporządził plan wymarzonego kościoła. Wzorował się na świątyniach z okresu wczesnego gotyku, a miejsce na wzniesieniu miało jeszcze bardziej wywyższyć obiekt. Dzięki temu parafianie z sąsiednich wiosek mogli spoglądać na swój kościół pod wezwaniem Zwiastowania Najświętszej Maryi Panny. Dziś dobrze widzą go osoby jadące drogą Białystok – Ełk.

W ciągu dwóch latach starań – w tym czasie proboszcza ks. Grzegorza Rybałtowskiego zastąpił ks. Hipolit Malinowski – zatwierdzono plan wraz z kosztorysem i zaczęto zbiórkę pieniędzy. Mieszkańcy nie należeli do najbiedniejszych, kwota jednak była wielka, bo sięgała 40 tys. rubli. Zespolili więc siły panowie szlachta (przykładem Leńce i Lenczewscy) oraz włościanie, dołożyli się proletariusze. Nastał dzień 4 września 1905 r. Do Dobrzyniewa Kościelnego ściągnęły tłumy, a gościem szczególnym był ks. dziekan kanonik Wilhelm Szwarc, budowniczy „czerwonej” fary białostockiej. Wszyscy strojnie ubrani, świadomi wielkości chwili.

Twarze osób widocznych na zdjęciu wyrażają dumę, najbardziej chyba wzruszony był ksiądz – staruszek, stojący tuż przy kielni z zaprawą. Może wspominał swe przejścia, w tym represje po upadku powstania styczniowego? Świeciło jeszcze letnie słońce, w bezruchu zwisały płaty chorągwi, z krzyża spoglądał na zebranych Chrystus. Trudno o pewność, ale chyba pod krzyżem wisiała i mała biało-czerwona chorągiewka. A może tylko tak się ułożyły wstążeczki. Nie ma natomiast żadnej wątpliwości, że dobrze wyczuwano ducha polskiego, niejeden parafianin pomodlił się cicho a gorliwie za nastanie szybkiej niepodległości Rzeczypospolitej.

Kościół dobrzyniewski budowano dość długo, wyświęcony został 29 września 1910 r., posadzkę terakotową położono jeszcze dwa lata później staraniem kolejnego proboszcza ks. Antoniego Świlla. Dzieło zachwyca i dziś zarówno swymi rozmiarami, jak również wyposażeniem. Ciekawostką pozostaje fakt, że dwa witraże ufundowała rodzina Jakobich (Jacobich), fabrykantów z Dobrzyniewa, wyznawców protestanckich. To może w podzięce obecni wierni dołożą starań dla uporządkowania starego cmentarza, na którym spoczęło wielu włókienników dobrzyniewskich? Natomiast krzyż z kutego żelaza podarował fabrykant białostocki Roman Wieczorek. Ze starego kościoła przeniesiono cenne organy, zadbano o markowe obrazy. Rosjanie zaś na pożegnanie w 1915 r. zabrali dzwony.

Tego Państwo nie widzicie, zdjęcie przez mnie opisane tkwi w starych drewnianych ramkach, podziurawionych przez korniki. W nieznanych okolicznościach zbił się róg szkła, z tyłu wypadła większość gwoździków, podniszczyła się tekturka. To wszystko dodaje autentyzmu fotografii, mocniej zaznacza upływ czasu.

Pozdrawiam parafian dobrzyniewskich i ks. prałata Andrzeja Horaczego, który za pośrednictwem ks. Aleksandra udostępnił mi tę przechowaną pamiątkę.
http://www.poranny.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20090820/ALBUMB/879865832

 

Prośba:
Czy ktoś rozpoznaje księdza Hipolita Malinowskiego (proboszcza w Dobrzyniewie Kościelnym od ok. 1903 r.) na powyższym zdjęciu? Ks. Hipolit Malinowski ok. 1920 r.był proboszczem w parafii Pelikany w gm.Opsa w pow.brasławskim na Wileńszczyźnie.
W 1938 r. ks. Hipolit Malinowski (ur. 1873 r., wyświęcony na kapłana 1898 r.)  był emerytem bez przydziału, Wilno, Sołtaniska 6-2.
eo

 

Ks. Stanisław Bohatkiewicz we wspomnieniach ks. Medarda

Ks. Bohatkiewicz Stanisław — człowiek mocny.Pracował jak każdy zwykły więzień, codziennie odprawiał Mszę św. Przez wiele miesięcy mieszkaliśmy w jednej sekcji, a niekiedy chodziliśmy i na ten sam obiekt pracy. Po powrocie z łagrów pracował jako kapłan na Białorusi — na dawnych terenach Polski. Sowieckie MWD postawiło mu jednak warunek: albo wyjedzie do Polski, albo znów wróci do łagru. Wybrał więc Polskę. Był proboszczem w Lewinie Brzeskim n / Odrą. Obecnie przebywa w Czerninie.

Przed trzema laty spotkaliśmy się przypadkowo w Wilnie w Ostrej Bramie. W zakrystii na przywitanie ucałowaliśmy się bardzo szczerze aż trzy razy po trzy. Jak nigdy z nikim! Tak nakazywały nam serca.Chyba z tęsknoty i bliskości przeżyć.

http://czarnomiejska.webpark.pl/2003-09/11_13.htm

 

http://www.karta.org.pl/pdf/orginal/12633417378880.pdf

Remont kościola w Pelikanach – wspomnienia K. Baczkowskiej

Krysia Baczkowska przesłała mi nowe materiały dotyczące swoich pobytów w 
Pelikanach. Była naocznym świadkiem remontu zniszczonego kościoła 
pelikańskiego. Wyraziła zgodę na umieszczenie jej wspomnień w internecie.
H.G.

Oto te wspomnienia:
 
Aktualne wspomnienia z Brasławszczyzny
1.Zasłyszane.
               Wraz ze słowem pierestrojka do wsi Pelikany, co leży na
Białorusi w powiecie Brasławskim, dotarły słuchy, że będą zwracać wiernym kościoły. 
Starsi parafianie pamiętający czasy „kościoła żywego” 
zaczęli uważnie nasłuchiwać. I oto pewnego dnia przyjechał do wsi 
brasławski ksiądz. Do pierwszej napotkanej osoby powiedział, że chce 
rozmawiać w sprawie kościoła. Szybko zebrała się grupka 
zainteresowanych, którym dokładnie przedstawił cel przyjazdu: jeżeli 
chcecie, to starajcie się o pozwolenie na otwarcie kościoła, będę 
przyjeżdżać do was w każdą niedzielę, godzina nabożeństwa do ustalenia. 
Podpowiedział, gdzie należy skierować pierwsze kroki.
Znaleźli się chętni do działania: pisali, jeździli, rozmawiali, 
Przekonywali „I oto nadszedł szczęśliwy dzień „ zarząd 
kołchozu przekazał klucze.
Po otwarciu uświadomili sobie, jaki ogrom pracy ich czeka: ściany 
zawilgocone, dach przecieka, poodpadane tynki, dziury w suficie, szyby 
powybijane, szkielety ołtarzy, stosy śmieci. Tylko ptactwo tutaj czuło 
się dobrze. Jednak należy zauważyć, że kościół zachował się w lepszym 
stanie jak np. sąsiedni w Widzach. A to dzięki temu, że przez długie 
lata pełnił rolę magazynu zbożowego, a kiedy dach zaczął przeciekać 
coraz mocniej, już kołchozowi nie był potrzebny. Sił fizycznych nie 
szczędzili. Nawet i kołchoz pomagał, wypożyczył traktor z przyczepą do 
wywozu śmieci. Priedsiedatiel kołchozu przymykał oczy na nieobecnych w 
pracy, wiedział gdzie pracują.
Najważniejszą sprawą jednak był dach. Ofiar pieniężnych nie szczędzili. 
Ale pieniądze to jeszcze nie wszystko w czasach, kiedy towary deficytowe 
są na przydział, a do takich należała blacha. Załatwili. Materiał 
odbierali bezpośrednio z pociągu w Drui. I tym razem transport był z 
kołchozu.
Upłynął pewien okres czasu i oto kościół przykrywa nowy dach, w oknach 
nowe skromne witraże, prowizorycznie podłączono prąd. Wnętrze nadal jest 
w opłakanym stanie, ale już odbywają się nabożeństwa.
Zgodnie z obietnicą - w każdą niedzielę przyjeżdża z Brasławia ksiądz 
Kisiel.
           
Wszystko, co napisałam, wiem z opowiadań parafian, a co niżej, to są 
moje własne spostrzeżenia.
 
2.Moje pierwsze spostrzeżenia.
        Odwiedziłam Pelikany latem 1991 roku. Pierwsze kroki skierowałam
do kościoła. Drzwi szeroko otwarte, jak się później dowiedziałam, aby 
ściany schły. Wewnątrz deski, piach, worki cementu, wiadra, skrzynie, 
przewody elektryczne, w przedniej części kościoła rusztowanie, o ścianę 
oparte jakieś obrazy - rozpoznaję stacje drogi krzyżowej. Kilku 
robotników pochylonych nad prowizorycznym stołem coś mierzy, omawia. 
Mówię „dzień dobry” i pytam czy mogę obejrzeć wnętrze 
dokładniej. Kiwnięciem głowy odpowiadają „tak” i nie 
zwracają na mnie uwagi. Ponieważ jestem dawną parafianką, to wydaje mi 
się, że mam prawo zajrzeć w każdą szparkę. Zaglądam do zakrystii. Na 
ścianie wiszą szaty liturgiczne. Dotykam, czuję, ze są wilgotne. Na 
szafce leży kilka książek. Otwieram jedną z nich, czytam dedykację 
napisaną ręką księdza Stanisława Bohatkiewicza. Odwiedzał swój kościół w 
1990 roku. Po nowych krętych schodach wchodzę na pięterko. Pusto, 
czysto. W zakrystii po lewej stronie bałagan. Wchodzę na chór. Pusto, 
organów nie ma. Wspinam się po schodach wyżej, ale nie dotarłam na wieżę 
do dzwonu. Odnoszę wrażenie, że nadgniłe i spróchniałe załamią się. (A 
pan Czesław i dziś tam wchodzi, aby dzwonić).
          Na takie wnętrze codziennie spogląda z głównego ołtarza Matka
Boska Pelikańska - tak parafianie mówią na obraz, który przechowywali 
pod strachem przez długie lata. Tak jak i dawniej na ołtarzu stoją 
figury świętych, które wróciły na swoje miejsce z kościoła w Dalekich. 
Ołtarz główny zachował się w najlepszym stanie. Ołtarze boczne są w 
ruinie, szczególnie ten z lewej strony.
          Następnego dnia jest niedziela. Rano ponownie zaglądam do
kościoła. Ci sami robotnicy znowu coś robią. 2 godziny przed nabożeństwem nastąpi 
zmiana warty: przyjdą kobiety, trochę posprzątają, wyprasują zawilgocone 
szaty; a po południu znowu przyjdą robotnicy.
          Przyjeżdża ksiądz i o godz. 13:00 rozpoczyna się nabożeństwo.
Ludzi sporo. Całą mszę płaczę, nie mogę pohamować łez radości i żalu. Przecież 
tutaj byłam ochrzczona, mgliście przypominam dzieciństwo, kiedy 
przychodziłam tutaj z mamą. Przed ołtarzem głównym klęczy kobieta i 
głośno płacze. Jej płacz przechodzi w łkanie. Domyślam się później, że 
zapewne była to również dawna parafianka, a obecnie mieszkanka Łotwy. 
(Przed kościołem stały dwa samochody z rejestracją łotewską). W tym roku 
granice jeszcze nie obowiązywały.
 
3.Kolejne odwiedziny.
          Kiedy odwiedzałam Pelikany w następnym roku od niejednej osoby
słyszałam „już mamy swego księdza”. Jest nim młody ksiądz Alfred 
Piechota, przybysz z Polski. Również w tym samym roku spotkałam trzech 
seminarzystów - praktykantów. Widocznie nie najgorzej czuli się na 
ziemi brasławskiej, skoro jeden z nich powrócił na Białoruś i obecnie 
pracuje w Dalekich.
           Latem 1993 roku w kościele było malowanie przed przyszłoroczną  
konsekracją. Ołtarz główny od góry do dołu pokrywa folia. Na moje 
pytanie, „skąd macie tyle folii” pada odpowiedź 
„priedsiedatiel pożyczył”. Podłogę grubą warstwą pokrywają 
wiórki - też z kołchozowego tartaku. Jeszcze nigdy tak miękko nie 
klęczałam w kościele. Kiedy rozmawiałam z mieszkańcami wsi, mówili, że 
priedsiedatiel dużo pomaga, „żeby nie on, nie dalibyśmy 
rady”. Zapewne i ksiądz Alfred myśli podobnie, bo kiedy w 1994 
roku było wyświęcenie kościoła, to na uroczysty obiad został zaproszony 
i priedsiedatiel - pan Sakowski, wraz z żoną.
           Konsekracja kościoła odbyła się 29 czerwca 1994 roku z udziałem
księdza kardynała K. Świątka. Cały tydzień parafia żyła mającą się odbyć 
uroczystością. Trwało generalne sprzątanie, dekorowanie i szykowanie. 
Drogę dojazdową na długości 1 km wysłano gałązkami świerku, najbliższe 
otoczenie kościoła przykrywał dywan z różowych płatków piwonii, a wokół 
kościoła „wyrosły” zielone brzózki. Ołtarze tonęły w 
kwiatach piwonii i jaśminu.
           W szeregu do bierzmowania stali nastolatkowie, dwudziesto- i 
trzydziestolatkowie, a nawet starsi. Była to pierwsza taka parafialna 
uroczystość w okresie powojennym.
            Po zakończonej liturgii nastąpił krótki odpoczynek i posiłek,
a potem ksiądz biskup wraz z towarzyszącymi mu księżmi udał się do sąsiednich 
Dryświat na podobne nabożeństwo.
 
            Każdy rok wzbogacał kościół o coś nowego, aby uczynić go
takim, jakim go zobaczyłam latem 1997 roku. Stare ale nowe świeżością ściany, nowe 
ławki, nowe żyrandole, wymieniono niektóre drzwi, uzupełniono ubytki w 
ołtarzach. Całkowitą nowością jest założenie centralnego ogrzewania i 
doprowadzenie prądu (Wieś została zelektryfikowana po wybudowaniu 
niedużej elektrowni wodnej w Dryświatach w 1953 roku).
           W krótkiej rozmowie z księdzem Alfredem pogratulowałam mu
efektów dobrej, wielkiej roboty. Odpowiedział, że jeszcze dużo trzeba zrobić.
            Oby Pan Bóg podtrzymał w nim zapał i energię w pozyskiwaniu
środków na remont. Myślę, że Polska, a szczególnie ziemia brasławska, może być 
dumna z takich kapłanów.
 Listopad 1999                           Krystyna Baczkowska
 

 

Pamięć o ks., błogosławionym M. Bohatkiewiczu

Kilka lat temu parafia pelikańska byla z pielgrzymką w Berezweczu (obecnie dzielnica Głębokiego) na mogile ks. Mieczysława Bohatkiewicza, byłego proboszcza w Pelikanach. Razem grób ks. Mieczysława odwiedziło 40 parafian wraz z byłym proboszczem ks. Zenonem Szcząchorem (od kilku lat pracuje w parafii Dalekie, wierni o nim pamiętają, obecnie jest młody ksiądz Michał). Modlono się, złożono kwiaty przy pomniku, zostały wykonane pamiątkowe zdjęcia.
Ku czci  błogosławionego księdza Mieczysława Bohatkiewicza w kościele pelikańskim jest upamiętniająca tablica, z której błogosławiony patrzy na wiernych i milczy. Ks. Mieczysław oddał życie za Wiarę i Ojczyznę.

100 lat kościoła w Pelikanach

W niedzielę 29 lipca 2007 r. w Pelikanach odbyła się wielka uroczystość z okazji jubileuszu 100 lat kościoła. Zbierano wcześniej pieniądze na murowane ogrodzenie kościoła. W uroczystości uczestniczyli zaproszeni biskupi, księża goście z Polski w tym z Kętrzyna, Warszawy, Wilna i Mińska. Kościół został wzniesiony z czerwonej cegły na początku XX wieku.
eo

Historia parafii Pelikany

HISTORIA PARAFII PELIKANY NA WILEŃSZCZYŹNIE
na podstawie wspomnień mojej mamy, Ireny Matowicz
(z domu Czechowicz),która tam spędziła swoje dzieciństwo i młodość (do 1957roku).

W powiecie brasławskim na Wileńszczyźnie była wieś, której zabudowania ciągnące się z jednej strony do kościoła nazywano Pelikanami, a od kościoła w drugą stronę- Miluńcami. Dziś wieś ta leży na terenie Białorusi. W czasach przed- i po drugiej wojnie światowej miejscowa ludność przeważnie używała tylko jednej nazwy- Pelikany. Parafia Pelikany była dość rozległa, należało do niej parę wsi, między innymi- Obolany, Kupiszki, Murmiszki.
Kościół w Pelikanach, pod wezwaniem św. Jakuba, był dość duży, od dołu zbudowany z kamienia, wyżej z czerwonej cegły, z dwiema wieżami. Miał ołtarz główny i w nawach dwa ołtarze boczne. W ołtarzu głównym był krzyż, przy którym stały dwie figurki- św. Jakuba i św. Piotra z kluczami. W ołtarzu bocznym po lewej stronie przed obrazem Matki Boskiej Majowej stały figurki jakichś dwóch świętych niewiast, ale mama już nie pamięta, jakich. Lewa nawa była nawą kobiecą. Mężczyźni modlili się w prawej nawie kościoła. W ołtarzu bocznym po prawej stronie był obraz Serca Jezusowego, a także figurka św. Jerzego i św. Kazimierza. Podłoga w kościele była drewniana. Za balustradą, zakrytą białym obrusem, przy której przyjmowano Komunię św., były ławki dla panów. Siadała tam pani Pelikanowa i jej rodzina. Nad tymi ławkami i po drugiej stronie były dwie galerie. Na prawą galerię czasem wchodzili ministranci, na lewą dzieciarnia. W czasie świąt, gdy do pani Pelikanowej zjeżdżali się goście i brakowało ławek do siedzenia, wyganiano dzieciarnię z galerii i wolne miejsca zajmowali tam goście. Po lewej stronie była zakrystia, gdzie złożone były poduszeczki do procesji, welony, chorągwie. Tu też przebywały dzieci i młodzież uczestnicząca w procesji. Także tu były drzwi boczne kościoła. Po prawej stronie prezbiterium była zakrystia księdza i ministrantów.
Po drugiej stronie balustrady stało po prawej i lewej stronie kilka ławek tylko dla tych, co wykupili tam miejsca. Większość ludzi klęczała podczas Mszy św.. Dookoła kościoła rozciągał się cmentarz przykościelny otoczony kamiennym murem. Wzdłuż muru stały ławki. Tu, latem, bardzo dużo ludzi mogło na siedząco uczestniczyć we Mszy św., niektórzy też klęczeli na świeżym powietrzu i słuchali Mszy św. Dzwonieniem zajmowała się ; ‘dzwonnikowa’ – mała, drobna kobiecina. Pierwsze dzwonienie było rano o 5:00 na Anioł Pański, drugie o 12:00 i trzecie przed zachodem słońca. W każdą niedzielę o godzinie 8:00 organista i chórzystki śpiewali Godzinki o Niepokalanym Poczęciu Najświętszej Panny Maryi. Na godzinki przychodziła też część wiernych. Potem jeden z parafian o godz.10:00 prowadził śpiewany różaniec. Trwało to do godziny 11:00. O tej porze zaczynała się suma. Była to jedyna niedzielna Msza św. Niedzielne Msze św. były śpiewane, oczywiście po łacinie. Msze ciche były tylko w dni powszednie. W trakcie Mszy św. było kazanie. W zwykłą niedzielę po sumie ksiądz szedł na piętnastominutową przerwę, ale ludzie nie rozchodzili się do domów, tylko czekali na nieszpory, które śpiewane były po łacinie. W czasie odpustów przerwa po sumie trwała pół godziny.
W parafii Pelikany odpusty były parę razy do roku. Pierwszy był na św. Kazimierza- 4. marca, drugi na św. Jerzego – 23. kwietnia, trzeci na Zielone Świątki (wtedy świętowano przez trzy dni, bo odbywało się czterdziestogodzinne nabożeństwo), czwarty na św. Jakuba- 25. lipca (Były to imieniny kościoła. Utarła się tradycja, że tego dnia wszyscy mężczyźni chodzili pijani).
Na Zielone Świątki suma była z uroczystą procesją, z okazji czterdziestogodzinnego nabożeństwa. Procesja była bardzo duża. Były trzy poduszeczki: poduszeczka czerwona- Serca Jezusowego, biała- Matki Boskiej Częstochowskiej, niebieska- Maki Boskiej Ostrobramskiej. Na każdym rogu poduszeczki były cztery wstążki. Tak więc przy każdej poduszeczce szło siedemnaście dziewczynek. Mniejsze dziewczynki sypały kwiaty, zaś panny i kobiety szły przy chorągwiach. Były chorągwie ze wstążkami, jak też i bez wstążek.
Ze wstążkami była chorągiew litewska, chorągiew biała i chorągiew brązowa- tercjarek. Obowiązywały odpowiednie stroje. Mama od dziecka chodziła do procesji. Najpierw sypała kwiatki, później nosiła wstążkę przy poduszeczce, a następnie wstążkę przy białej chorągwi. Gdy padał deszcz, procesja szła wewnątrz kościoła, od ołtarza głównego przez nawę ‘męską’, pod chórem i przez nawę ‘kobiecą’.

Pewnej niedzieli babcia nie mogła zostać na nieszporach. W gospodarstwie była krowa świeżo wycielona, dawała więc dużo mleka i trzeba było ją w południe wydoić. Babcia szła samotnie do domu, na drodze nie było żywej duszy. Wtedy to spotkała ‘głupiego Stasia’.
-A szto ty niesiosz? – zapytał babcię.
-Nic, książeczkę do nabożeństwa, bo byłam w kościele- odpowiedziała.
-Daj mnie jejo, ja jejo abaszczu´ (daj mi ją, ja ją obsikam).
Złapał z całych sił za książeczkę, ale babcia nie wypuściła jej z rąk, tylko mocniej przycisnęła ją do piersi. Więc ‘głupi’  Staś złapał babcię za klapy żakietu. Babcia w strachu szarpnęła się z całych sił do tyłu, klapy się urwały, ale babcia uciekła swojemu prześladowcy. Uciekała na przełaj przez pola, byle bliżej domu. Na szczęście ‘głupi’ Staś jej nie gonił. Nie mniej babcia najadła się strachu, co niemiara.

Gdy był odpust w Pelikanach, zjeżdżało się furmankami sporo księży. Gdy trwało czterdziestogodzinne nabożeństwo kościół był otwarty dla wiernych cały czas przez trzy dni. Odprawiano jednocześnie trzy ciche Msze św., każdą przy innym ołtarzu. Inni księża spowiadali. Przenajświętszy Sakrament był wystawiony od świtu do późnego wieczora. Dorośli, dzieci, a także zakonnice świeckie- tercjarki cały czas adorowali Przenajświętszy Sakrament.
Księża po Mszy św. szli na plebanię na uroczysty obiad, odpoczywali, grali w brydża, szachy, niektórzy szli do kościoła spowiadać. I tak było przez trzy dni.
Raz ksiądz Skardyński, który lubił alkohol, chyba przebrał miarę, bo gdy zbierał na tacę na cmentarzu w pewnym momencie złapał w objęcia jakąś kobietę (która urodą wcale nie grzeszyła) i zaczął ją obcałowywać na oczach wszystkich parafian. Zakrystian, zawsze towarzyszący księdzu podczas zbierania na tacę, pobiegł do kościoła po pomoc. Dwaj księża wybiegli z kościoła i szybko odciągnęli księdza Skardyńskiego od zapeszonej kobiety i poprowadzili na plebanię.

W związku z tym, że odprawiano jednocześnie trzy Msze św., w kościele często było słychać dzwonki. Nawet ułożono anegdotę, że raz jedna kobieta słysząc dzwonki i przy jednym ołtarzu bocznym, i przy drugim, uklękła na środku kościoła bokiem do ołtarza głównego i biła się jedną ręką w piersi, a drugą w plecy, powtarzając: ‘Boże bądź miłościw, Boże bądź miłościw i z tyłu, i z przodu’. Chciała w ten sposób uczestniczyć w obu Mszach św. na raz.

Po kościele często biegały myszy. Raz jeden żartowniś podrapał klęczącą, owiniętą w wełnianą chustę kobietę, tak jakby to mysz wdrapywała się jej na plecy. Wystraszona kobieta zerwała się na równe nogi, zrzuciła z siebie chustę i zaczęła ją trzepać, bojąc się myszy.

Ksiądz Skardyński był pierwszym księdzem, jakiego zapamiętała mama ze swego dzieciństwa. A ze wspomnień jej s
tarszej siostry wiem, że przed nim był ksiądz Malinowski. Ksiądz Skardyński był już w podeszłym wieku. Miał słabość do alkoholu, choć to wcale nie oznacza, że chodził pijany. Po prostu- w trakcie jakiejś gościny, przy zastawionym stole- nie wylewał za kołnierz. Ale nie robił z siebie widowiska. Wszystko było pod kontrolą.
Dziadek Alfons Czechowicz- ojciec mojej mamy- całymi dniami przesiadywał na plebani a i księża też często odwiedzali Czechowiczów. Grali wtedy w szachy, w karty. Więc co roku na zakończenie kolędy dziadek urządzał przyjęcie. A po kolędzie nie jeździł sam ksiądz. Oprócz niego był organista i zakrystian. Każdy z nich do swoich sań zbierał kolędę dla siebie- przeważnie były to płody rolne: zboże, ziemniaki, len, wełna itp., co kto mógł ofiarować. Ksiądz jeździł w małych saneczkach, oczywiście z furmanem, a do zbierania kolędy dla księdza służyły duże sanie.
Zakrystian zazwyczaj zostawał w kuchni, a ksiądz z organistą wchodzili na pokoje z głośnym śpiewem, ksiądz święcił cały dom. No i, po tej oficjalnej części i po modlitwie, zasiadano do stołu. Mama pamięta, że ksiądz Skardyński zawsze wzbraniał się od alkoholu. Gdy dziadek polewał wódkę, ksiądz zasłaniał ręką kieliszek mówiąc: ‘Panie Czechowicz! Dość, dość, dość, dość!’. Ale palce trzymał tak rozcapierzone, żeby dziadek mógł nalać do pełna. Aż wreszcie, kiedy kieliszek był napełniony po brzegi, z ust księdza wymykało się ostatnie ‘dość’, tym razem wypowiedziane z mocnym naciskiem i jakby zadowoleniem w głosie.
W czasie wojny i po jej zakończeniu organista i zakrystian nie towarzyszyli już księdzu w trakcie kolędy. Kolędę dla siebie zbierali na jesieni po wykopkach.
Dawniej kancelarię parafialną prowadził organista, a zakrystian, oprócz opiekowania się kościołem, usługiwał księdzu jako furman, gdy ten musiał gdzieś jechać.

W Pelikanach żyła uboga kobieta, której przez wiele lat dzieci ciągle umierały. Jakimś cudem udało się tej kobiecie wychować jedną córkę. Kobieta ta ciężko zachorowała. Gdy przyszedł ksiądz z Ostatnim Namaszczeniem, poprosiła go, aby on zaopiekował się jej dzieckiem po jej śmierci. Mąż był pijakiem, za coś siedział w więzieniu, nie mogła na niego liczyć. Ksiądz Skardyński spełnił prośbę umierającej kobiety. Jego podopieczna miała na imię Irka, była starsza od mojej mamy o dwa lata. Ksiądz i jego gospodyni otoczyli Irkę troskliwą opieką. Gospodyni Olesia bardzo przywiązała się do dziewczynki i pokochała ją jak własną córkę. Irka w rozmowie z ludźmi nazywała Olesię opiekunką. Olesia była Litwinką, a i ksiądz Skardyński ponoć wywodził się z Litwinów. W okolicy mieszkało dużo Litwinów. Chcieli oni, aby w pelikańskim kościele powstała litewska chorągiew. Polacy ostro protestowali, jeździli do biskupa ze skargami, ale chorągiew jednak powstała. Na jednej z jej stron był, jak to mama mówi: święty Kaźmierz. Tę chorągiew nosiły Litwinki w czasie procesji. Ubrane były w seledynowe sukienki.
Gospodyni księdza nie była lubiana przez parafian przez to, że bardzo źle traktowała ludzi, którzy przychodzili na plebanię. Krzyczała na nich, żeby nie opierali się o ścianę, bo ją brudzą. A ludzie nieraz przemierzali wiele kilometrów w słotę lub zawieję, bo nie było mowy, żeby ktoś opuścił niedzielną Mszę św. z powodu złej pogody. Przychodzili więc na plebanię do kuchni, żeby się ogrzać, przewinąć dziecko lub nakarmić. A tu spotykało ich takie opryskliwe traktowanie. Wkrótce ksiądz Skardyński zaczął głosić po dwa kazania- jedno po polsku a drugie po litewsku. I te dwie sprawy- nielubiana gospodyni i kazania w języku litewskim- spowodowały znowu falę protestów. Znowu parafianie zaczęli jeździć ze skargami do biskupa. No i przeniesiono księdza do innej parafii, niezbyt daleko, bo często przyjeżdżał na odpusty.
Po jakimś czasie ksiądz Skardyński zmarł. Uzbierał dla Irki pieniądze dla zabezpieczenia jej przyszłości. Opiekę nad tymi pieniędzmi powierzył Olesi. Olesia po śmierci księdza związała się z tamtejszym organistą. Wyłudził on podstępnie pieniądze od łatwowiernej Olesi (pewnie obiecując małżeństwo). A potem, gdy już wyciągnął pieniądze, wygnał Olesię i Irkę ze swego domu. Po wybuchu wojny w 1939 roku Olesia z Irką wróciły do Pelikan i zamieszkały w domu organisty, który był chyba jakimś krewnym Olesi. Kobiety nie miały żadnych środków do życia. Wynajmowały się do pracy za kawałek chleba. Ale czasem był ‘martwy sezon’. Wtedy Olesia chodziła po prośbie. Często przychodziła do Czechowiczów. Mówiła do babci:  ‘Pani Czechowiczowa, daj pani trochę mleka dla mojej Irki. Irka tak chce mleka’.
Dostawała od babci mleko, chleb, kawałek słoniny.

Po księdzu Skardyńskim przyszedł na parafię ksiądz Bolesław Zabłudowski. Mama mówi o nim: ‘piękny, młody’. Przyjechał z siostrą. Po jakimś czasie już nie widywano siostry. Pewnie wyjechała. Ale oto na ganku zaczęto widywać grającą na gitarze Reginę- piękną, młodą córkę ogrodnika ze wsi Miluńce. Czy Regina pracowała u księdza jako gospodyni, czy tylko była do towarzystwa, tego mama nie wie. Ksiądz często chodził z nią na spacery nad jezioro Pelika. Mama sama widziała ich raz, gdy szli niosąc koce i ręczniki. We wsi szumiało od plotek. Ale wkrótce wybuchła druga wojna światowa, a na tereny Wileńszczyzny wkroczyli Sowieci. Czasy były niepewne, szczególnie dla duchowieństwa. Ksiądz Bolesław postanowił uciec z Wileńszczyzny. Przedtem powierzył dziadkowi Czechowiczowi metryki kościelne na przechowanie. Dziadek zakopał skrzynię z dokumentami w stodole i zakrył to miejsce słomą. Ksiądz Bolesław przyniósł również do dziadków walizkę ze swoimi osobistymi rzeczami. W dniu święceń kapłańskich otrzymał różne prezenty: komżę delikatną jak firanka z białymi krzyżykami, kielich i inne naczynia mszalne. Być może były one pozłacane? W każdym bądź razie na takie wyglądały. Dziadek miał to przechować do ewentualnego powrotu księdza. A gdyby on nie wrócił, walizka ta miała być przekazana następnemu proboszczowi parafii Pelikany. Ksiądz Bolesław wyjechał w nieznane, a Regina wróciła do matki. Przypadek ucieczki księdza Zabłudowskiego był odosobniony. Księża z sąsiednich parafii nie opuścili swoich wiernych, pozostali na miejscu mimo wielkiej niepewności losu. Przez jakiś czas pelikańska parafia pozostawała bez duszpasterza.
Gdy za czasów ‘pierwszych Sowietów’ zaczęto wywozić ludzi na Syberię, rodzina dziadka także była zagrożona wywozem. Trzeba było pomyśleć o bezpieczniejszym miejscu dla walizki księdza. Trzeba było powierzyć ją komuś, kto nie był zagrożony wywozem w głąb Rosji. Najbardziej odpowiednią wydała się dziadkowi rodzina sąsiadów Wąsowiczów, których działka stykała się rogiem z działką Czechowiczów. Stary Wąsowicz już nie żył, w domu była jedynie wdowa po nim i dwie córki. Kobiety bez wahania przyjęły walizkę na przechowanie. Dziadek ukrył u nich później, w tej samej walizce, około pięćdziesięciu srebrnych monet. Jakie były ich nominały, tego mama już nie pamięta.

Nowym proboszczem w Pelikanach został ksiądz Mieczysław Bohatkiewicz.
Dziadek przekazał mu metryki kościelne. Nowy proboszcz nie chciał jednak przyjąć walizki księdza Zabłudowskiego, gdyż sam nie był pewny swego losu. Nie wiedział jak długo pozostanie na wolności. Wtedy babcia poszła do Wąsowiczów, żeby zabrać pieniądze z walizki księdza. Stara Wąsowiczowa już nie żyła. W domu babcia zastała Teklę Wąsowiczówną. Ta powiedziała babci, że ktoś ukradł ze stodoły walizkę księdza. Ale
na kuchennym oknie wisiała firanka zrobiona z komży. Charakterystyczne krzyżyki od razu rzuciły się babci w oczy. Zmieszana Tekla widząc, że babcia wpatruje się w tę firankę, szybko zsunęła ją w jeden róg okna. Było jasne, że Wąsowiczówny okradły i dziadka, i księdza. Babcia ze ściśniętym sercem wróciła do domu, ale co mogła zrobić?

Nowy proboszcz miał poprzednio parafię, na terenie której aktywnie działała partyzantka. Niemcy spalili połowę tej parafii, więc ludzie pouciekali w lasy. Wtedy podpalono również lasy. Ksiądz Mieczysław ledwo uszedł z życiem z płonącego lasu. Ksiądz Mieczysław był podobno dawniej wykładowcą w jakimś seminarium. Być może dlatego umiał głosić piękne kazania. W okolicy szybko rozeszła się wieść o jego zdolnościach krasomówczych. Na jego kazania zaczęli zjeżdżać się ludzie z sąsiednich parafii, którzy musieli pokonać nieraz i 30 km na furmance.
Ksiądz Mieczysław często zaglądał do Strażnicy do Czechowiczów. Mówił czasem do babci:
-Pójdź, pani, do sąsiadów. Może usłyszysz jakąś plotkę, to mi ją opowiesz.-
No i babcia chodziła na plotki. Potem opowiadała księdzu, co słyszała. A on często mówił:
– To moja plotka, tylko już przerobiona.-
Ten ksiądz sam puszczał plotki, a potem obserwował, co się z nimi dzieje.
Ksiądz Mieczysław grywał w szachy to z dziadkiem, to z moją mamą. Kiedyś przyszedł do dziadków niosąc w ręku lnianą koszulę.
– Rozebrałem się w waszym lasku i pchły powyganiałem, bo tak cięły, że już nie mogłem wytrzymać.-
Oczywiście ksiądz był w sutannie. Koszulę ściągnął spod sutanny.
Podczas kolędy ksiądz Mieczysław cały wieczór spędzał przy jednym kieliszku wódki. Ale bardzo lubił towarzystwo pijących i rozprawiających mężczyzn. Dziadek spraszał więc na kolędę licznych sąsiadów. I tak siedzieli przy stole, jedli, pili, rozmawiali. A ksiądz się przysłuchiwał i dobrze bawił w tym towarzystwie. Przed godziną 24:00 dziadek odwoził księdza na plebanię, gdyż ten musiał odczytać brewiarz.

Gdy nastały czasy okupacji sowieckiej, zaczęła się formować na terenie Wileńszczyzny podziemna partyzantka. Niektórzy szli w lasy walczyć z bronią w ręku, inni działali w ukryciu, pomagając walczącym, organizując przerzuty broni, przekazując informacje o działaniach wroga, gromadząc żywność i leki dla oddziałów w lasach, ukrywając przez jakiś czas ludzi z innych zagrożonych terenów Wileńszczyzny. A później, już w czasie okupacji niemieckiej, ukrywano także rannych.
Ksiądz Mieczysław, mój dziadek, ciotka Janka, która była już 17-letnią dziewczyną, pani Gedyminowa- właścicielka Sita i jeszcze parę osób w okolicy należało do podziemnej organizacji Narocz. (Narocz- to jezioro niedaleko Wilna, gdzie okoliczne bagniste lasy były trudno dostępne. Tam właśnie było duże skupisko partyzantów walczących z bronią w ręku.) O przynależności dziadka i ciotki Janki do Naroczy nikt w rodzinie nie wiedział. Początkowo nawet babcia nie wiedziała.
Mama często nosiła różne grypsy na plebanię. Czasem babcia wszywała jej karteczki w obrębek spódnicy, czasem mama przenosiła je w bucie, czasem trzymała w ręku i miała przykazane upuścić niepostrzeżenie gryps na ziemię i iść dalej, gdyby spostrzegła jakieś niebezpieczeństwo.

Przy ‘pierwszych Sowietach’ na razie nie aresztowano księży. Na plebanii w Pelikanach Sowieci urządzili klub, zostawiając do dyspozycji księdza tylko niewielki pokoik.
Raz ksiądz Mieczysław szedł drogą ze swoim rudym jamnikiem. Napotkał sowieckich żołnierzy. Jeden z nich, widząc księdza w sutannie, powiedział do drugiego:
-Smatri, kakaja cziornaja sabaka paszła.- (Popatrz, jaki czarny pies poszedł.)
Na to ksiądz Mieczysław odwracając się do nich rzekł:
-Wrosz, tawariszcz. Sabaka nie cziornaja, no krasnaja.-(Kłamiesz, towarzyszu. Pies nie czarny, ale czerwony.)

Ksiądz Mieczysław słynął z tego, że wszystko, co miał, rozdawał biednym. Na św. Jerzego, patrona koni, był zwyczaj w parafii, że na ołtarz patrona znoszono jajka, pieczone mięso, kiełbasy, żeby uprosić go o pomyślność. Zazwyczaj zakrystian całą żywność zabierał na plebanię. Służyła ona jako utrzymanie dla księdza. Ale nie dla księdza Mieczysława. On kazał dla swojej gospodyni wszystką żywność poroznosić po domach biednych ludzi. Nie myślał o tym, co będzie jeść następnego dnia. Nie raz jego gospodyni żaliła się do babci:
– Pani Czechowiczowa, jaka bieda z tym księdzem. ‘Bieda’ w gwarze wileńskiej oznaczała również ‘kłopot’. Jak przyniesie kto jaki kawałeczek mięsa, czy słoniny, czy śmietanę, ksiądz zostawia nam tylko na jeden raz na zjedzenie. A resztę każe od razu tam i tam zanieść, bo tam dużo dzieci. Nie mamy żadnego zapasu jedzenia. Jemy kolację, a ja nie wiem, co jutro podam księdzu na śniadanie. Wtedy ksiądz mówi do mnie tak: – Nie martw się, mamy przecież krówkę. Ukopiesz jutro kartofli, ugotujesz. Nie ma lepszego jedzenia jak kartofelki ze zsiadłym mleczkiem.-

W Pelikanach żył Fomka (czyli Tomasz) Trukan, donosiciel do Sowietów, później do Niemców, a później znów do Sowietów. Pewnego razu miejscowi chłopcy prowadzili go na rozstrzelanie- samosąd za donosicielstwo. Napotkał ich ksiądz Mieczysław. Gdy zobaczył, co się święci, zaczął wstawiać się za Fomką. Nie chciał, aby ci chłopcy brali czyjeś życie na swoje sumienie.
– Chłopcy- prosił- zostawcie go, nie zabijajcie, niech go Pan Bóg sądzi.-
I chłopcy posłuchali księdza, nie zabili Fomki. A Fomka za parę lat ‘odwdzięczył’ się księdzu za uratowanie życia w ten sposób, że doniósł na niego Niemcom. Gdy Niemcy pognali wreszcie Sowietów, miejscowa ludność bardzo się cieszyła. A ksiądz Mieczysław na kazaniu ostrzegał swoich wiernych:
– Nie cieszcie się, że Niemcy pognali Sowietów! Jedni i drudzy są naszymi wrogami! Tylko odszedł wróg głupi i podły, a nastał wróg mądry i podły.

I te właśnie słowa powtórzył Niemcom Fomka. Księdza aresztowano i osadzono w więzieniu w Głębokim (małym miasteczku na Wileńszczyźnie; zaczynały się tam szerokie tory; m.in. tam zwożono za Sowietów ludność do transportów na Syberię).

Pewnego dnia dziadek Czechowicz wrócił z Pelikan płacząc, z wiadomością, że rozstrzelano księdza Mieczysława. Przed śmiercią odesłał matce (nielegalnie, przez kogoś) swój brewiarz, w którym była kartka:
’Kilka razy miałem okazję uciec, ale nie chciałem przekreślać wyroków Bożych. Widocznie tak mi sądzone od Boga’.

Matka księdza Mieczysława mieszkała na plebani w Puszkach. Tam proboszczem był brat księdza Mieczysława- Stanisław Bohatkiewicz. Parafia Puszki leżała między Pelikanami a Widzami (miasteczku na południe od Pelikan; w Strażnicy było widać wieże kościoła widzkiego, choć była to odległość około 20 km).
Następnym proboszczem w Pelikanach był właśnie Stanisław Bohatkiewicz. Przyjechał z matką. Potem za drugich Sowietów dojechała jego siostra z mężem i dziećmi (uciekli ze swej miejscowości, gdyż za Piłsudskiego byli oni osadnikami, a takich w pierwszej kolejności wywożono na Sybir) i bratowa z dwojgiem dzieci. Jej mąż został w Polsce- był oficerem. Dzięki niemu, po wojnie, cała rodzina mogła wrócić do Polski.
Bratowa księdza była bardzo piękną kobietą, ale bardzo wątłą. Widać było, że jest poważnie chora, chudła w oczach i niedługo po przyjeździe do Pelikan zmarła.
Najmłodszy z braci Bohatkiewiczów przed wybuchem wojny był w seminarium. Z powodu wojny rozwiązano semina
rium. Został on wtedy organistą w kościele w Drui. Zginął w ostatnim dniu bombardowania, kiedy to Niemcy gnali Ruskich.

Dziadek Czechowicz, który często kręcił się po plebani, był świadkiem śmiesznej sceny. Podczas odpustu, gdy na uroczystym obiedzie na plebani zebrali się zaproszeni księża i cała rodzina księdza Stanisława, mała siostrzenica księdza opowiadała o zdarzeniu dość dla niej dziwnym.
Mówiła, że gdy z wieczora zasypiała, to mamusia spała razem z nią. A gdy się przebudziła w nocy, to zobaczyła, że mamusia była już w łóżku z tatusiem. I choć te słowa były skierowane do jej wujka- księdza Stanisława- wszyscy je słyszeli i rozbawieni powstrzymywali się od jawnego śmiechu. A speszona mamusia była czerwona po same uszy.

Latem 1944 roku Armia Czerwona wyparła Niemców z terytorium powiatu brasławskiego. Zaczęła się okupacja sowiecka. Pewnego razu w ciągu jednego dnia Sowieci aresztowali wszystkich księży w okolicy. Ksiądz Stanisław zdążył się ukryć na terenie swojej parafii, u Miluńkiewiczów (ok. 5 km od Pelikan). Jego pobyt tam nie trwał jednak długo. Ktoś go musiał widzieć i donieść władzom. Zorganizowano obławę, rewizję, aresztowano księdza i wywieziono w głąb Rosji, tak jak innych księży. Mój dziadek nie był wtedy jeszcze aresztowany, cały czas ukrywał się. Wówczas jednak był w domu i patrzył przez okno, jak Sowieci wieźli księdza Stanisława od Miluńkiewiczów.
Przez jakiś czas kościół w Pelikanach nie był zamknięty dla wiernych. Ludzie w niedziele i święta zbierali się w kościele, kładli ornat na ołtarzu i modlili się, śpiewali różaniec, odmawiali wspólnie różne modlitwy.

Po jakimś czasie władze sowieckie zamknęły kościół dla wiernych i zrobiły z kościoła spichlerz na zboże. Ludzie mający rowery jeździli na niedzielną Mszę św. na Litwę- granica była niedaleko-, bo tam nie pozamykano kościołów. Mama i babcia chodziły na piechotę do Dryświat- około 10 km. Był tam ksiądz staruszek, który podczas okupacji niemieckiej ukrywał żyda Szlomę. Gdy nastała władza sowiecka, Szloma został w rajonie (powiecie) starostą. To dzięki niemu nie wywieziono tego księdza na Syberię. Żyd umiał się odwdzięczyć księdzu za uratowanie mu życia, a Polak- Fomka Turkan swojego wybawiciela posłał na śmierć.

Ksiądz z Dryświat był już bardzo stary, miał chore nogi, nie mógł już klękać tylko skłaniał głowę. Do spowiedzi ludzi było, co niemiara, tłumy. To był jedyny ksiądz w okolicy. Idąc do konfesjonału odganiał kobiety i jako pierwszych spowiadał mężczyzn. Mówił:
-Wy, kobiety, jesteście cierpliwsze, wy poczekajcie. Bo mężczyźni postoją trochę i zaraz się porozchodzą.
Na kazaniach grzmiał:
-Narzekacie, że nowa władza niedobra? A wy? Czy pracujecie tak jak kiedyś na swoim? Teraz tylko spoglądacie na słońce, czy chyli się już ku zachodowi. A czy tak było, gdy pracowaliście na swoim?!
Czy nie prosiliście wtedy Boga, żeby jeszcze słoneczko nie zachodziło, bo jeszcze robota nieskończona? A teraz nie możecie się doczekać zachodu słońca!

Ponieważ były to czasy ogromnej kołchozowej biedy, kradzieże kołchozowego zboża, siana, kartofli były na porządku dziennym.
Gdy na spowiedzi mówiło mu się o kradzieży, pytał, co kto kradł i od kogo. Kiedy usłyszał, że z kołchozu, nic nie odpowiadał, tak jakby nie słyszał. Rozumiał, że ludzie kradli, żeby nie umrzeć z głodu. Wszystko im pozabierano do kołchozów, a prawie żadnych pieniędzy za swoją pracę nie dostawali.

Po śmierci Stalina w 1953 roku wypuszczono księży z więzień, powracali z Syberii. Wrócił także ksiądz Stanisław Bohatkiewicz, ale nie miał gdzie mieszkać, ani gdzie odprawiać Mszy św. Nocował więc u różnych ludzi: raz tu, raz tam. I w tym domu, w którym nocował, odprawiał codzienną i niedzielną Mszę św. Na mszę codzienną schodziła się zwykle jedna wieś. Na mszę niedzielną- nieprzebrane tłumy. Ludzie powiadamiali o tym jeden drugiego, sąsiad sąsiada, wieś jedna następną wieś. Cała okolica w promieniu kilkunastu kilometrów wiedziała, gdzie przyjść na niedzielną Mszę św.
Mszę św. odprawiano przy otwartych drzwiach i oknach. Wierni zbierali się na podwórku, pod oknami, tłumy zapełniały okoliczne łąki wokół danego domu. Dziwili się temu nie raz przejeżdżający drogą urzędnicy sowieccy:
’- Ot organizacja, ni radia, ni tielefonu- a stolka ludziej’.

Wkrótce, w odpowiedzi na petycje ludności, zaczęto otwierać kościoły, między innymi w Opsie, w Dalekich, w Brasławiu. Ale nie w Pelikanach. Przyjechała komisja i stwierdziła, że kościół jest zniszczony przez składowanie zboża i trzeba najpierw przeprowadzić remont. Zrobiła kosztorys. Pieniądze na remont mieli dawać parafianie (już wtedy, od 1948 roku, biedni kołchoźnicy), bo kraj zniszczony przez wojnę i państwo nie ma na to pieniędzy. Ludzie nie mieli skąd wziąć tyle pieniędzy. Zaproponowali więc, że sami wykonają wszystkie prace remontowe, żeby było taniej, żeby nikomu nie trzeba było za to płacić. Wśród parafian byli przecież i przedwojenni cieśle, i murarze. Jednak komisja nie wyraziła na to zgody. Remont mieli przeprowadzać inżynierowie przysłani przez władze, nikt inny. I tak oto w Pelikanach nie otworzono kościoła. Mama i babcia chodziły na niedzielne Msze św. do Opsa. Natomiast ksiądz Stanisław Bohatkiewicz jeszcze przez jakiś czas tułał się od domu do domu, aż wreszcie wyjechał do Polski, dokąd od razu po wojnie wyjechali jego bliscy.
Brat księdza miał w Polsce drugą żonę i dzieci, ale rodzina na Wileńszczyźnie nic o tym nie wiedziała. Od razu po wojnie ściągnął do Polski swoje dzieci zostawione na Wileńszczyźnie i swoją matkę, jako ich opiekunkę, bo pierwsza żona już nie żyła. Matka przeżyła szok, gdy przyjechała do syna i okazało się, że on od dawna ma drugą rodzinę.

Gdy na jesieni 1956 roku wypuszczono dziadka z więzienia w Irkucku, mama natychmiast złożyła podanie o wizy do Polski, gdzie była już jej siostra- Janka Korejwo.
15. lutego 1957 roku mama, babcia i dziadek na zawsze opuścili Wileńszczyznę.
16. lutego 1957 roku wysiedli z pociągu w Gaworzycach.

Helena Gulbicka

Pani Heleno
.Opis dziejow parafii jest naprawde szczegolowy.Dziekuje za wydobycie tych faktow z mroku zapomnienia. Nie moge sie zgodzic tylko z jednym stwierdzeniem.Kosciol w Opsie zostal zamkniety zaraz po wojnie i miescilo sie w nim MTS jeszcze w latach 70-tych.
~Zb.Milewicz,
2007-04-19 19:35

Postanowilem jeszcze raz zabrac glos w sprawie kosciola znajdujacego sie we wsi Milunce.Kosciol i parafia nazywaly sie Pelikany od nazwiska fundatora kosciola.Ostatni proboszcz zostal aresztowany w r.50 wRudziach u p.MILINKIEWICZOW. Aby uchronic rodzicow, corki Helena i Albina wziely wine na siebie i dostaly po 20 lat lagru.Na wolnosc wyszly w r.56. Wkrotce wyjechaly do Polski i zamieszkaly we .Wloclawku. Nastepna niescislosc, to sprawa,jak Pani opisuje, Irki. Jest to p Irena Trukan. Zaopekowal sie nia,jako dzieckiem ks.Malinowski oraz jego gospodyni Olesia p.Aleksandra Minkiewicz. Po przeniesieniu ks. Malinowskiego do Drui Irena tam ukonczyla gimnazjum.W Drui tez ks. Malinowski umiera. Po smierci dobrodzieja ,kobiety wracaja do Milunc.Przezywaja ciezkie czasy. Nieuczciwy zalotnik ograbil z posagu zostawionego przez ks. Malinowskiego ,Irenie.Kobiety tulaja sie po obcych ludziach, mimo,ze obok mieszka ojciec i macocha. Irena pracuje w szkole jako sprzataczka a Olesia zarabia dorywczo jako kucharka na weselach.W r.52 Irena wychodzi zamaz i wyprowadza sie z Milunc. W 58 wyjezdza z rodzina i opiekunka Olesia do Polski. P
.Aleksandra zmarla w r.1964 i pochowana na cmetarzu w Goldapi. Irena zyje i mieszka pod Bydgoszcza. Jesli chodzi o Opso,kosciol zostal,jak pisalem,zamknety zaraz po wojnie,a na plebaniach w Opsie i Widzach zostaly utworzone szpitale. Musze sie odniesc do informacjj co do ukrycia archwow parafialnych. To dzieki temu nie zostalem powolany do Armii Czerwonej ,bo sie jeszcze w r.58 nie urodzilem I za to dziekuje. Odsluzylem z wielkim opoznieniem 3 lata w desancie morskim ,ale z orzelkiem na czapce w Polsce.
Lacze wyrazy szacunku.Jestem gotow odpowiedziec na pytania pod adresem-
chlodniczy@o2.pl

~Zb.Milewicz,
2007-04-27 15:41

Wspomnienia ks.S. Bohatkiewicza czytalem.Moge dodac,ze po wyjsciu z lagru byl gosciem moich rodzicow,a ja kilka razy przewozilem go do okolicznych wsi ,gdzie odprawial nabozenstwa.
Z powazaniem
Zbigniew Milewicz. 
 

SZP – ZWZ Pelikany, K. Ziemkiewicz

Piotr Niwiński  ‚Okręg Wileński SZP-ZWZ w latach 1939–1941 Próba syntezy’

Na Brasławszczyźnie rozbite struktury konspiracyjne, podporządkowane pierwotnie Kołom Pułkowym, odzyskały kontakt dopiero w grudniu 1940 r. Podziemnej siatce (obwodowi?) przewodził tam Stanisław Wołkowski ps. „Sosna”.
Placówką w Pelikanach dowodził Kazimierz Ziemkiewicz ps. „Rymwid”.

Ks. Mieczysław Bohatkiewicz – błogosławiony z Pelikan

Męczennicy ziemi białoruskiej, którzy oddali swoje życie w czasie II wojny światowej i byli wyniesieni do chwały ołtarzy przez Ojca Świętego Jana Pawła II w 1999 roku razem z męczennikami innych krajów: 

Ksiądz Mieczysław Bohatkiewicz
Ksiądz Mieczysław Bohatkiewicz urodził się w 1904 r. W czasie okupacji był proboszczem w Pelikanach i Drysie. Znany ze swych płomiennych homilii i miłosierdzia do biednych. Został aresztowany przez gestapo za pełnienie posługi duszpasterskiej i po dwóch miesiącach, 4 marca 1942 r., rozstrzelany w Bierazwieszczy koło Głębokiego razem z dwoma Sługami Bożymi: ks. Władysławem Maćkowiakiem i ks. Stanisławem Pyrtek. Przed egzekucją w liście do matki i krewnych napisał: “Nie płaczcie po mnie, ale się radujcie, ze wasz potomek i brat zdał egzamin. Proszę was tylko o modlitwę. Wszystkim moim wrogom przebaczam z całego serca, chciałbym dla nich wszystkich wysłużyć Niebo”.

 

www.catholic.by

Pelikany gm. Opsa

Pelikany są dziś niewielką wsią położoną nad jeziorem o tej samej nazwie. Niegdyś było to prywatne miasteczko noszące nazwę Popunie , będące siedzibą niewielkiego starostwa niegrodowego w województwie wileńskim. Znane są nazwiska dwóch ostatnich przedrozbiorowych starostów pelikańskich : Snarski , a po nim Romanowicz. W Pelikanach znajduje się otoczony kamiennym murem kościół p.w. św. Jakuba, zbudowany z czerwonej cegły na początku XX wieku na miejscu dawnej drewnianej świątyni pojezuickiej z 1714 r. . W 1948 r. kościół został zamknięty i przeznaczony na magazyn. W 1989 r. zwrócono go wiernym. W dniu 13 czerwca w czasie uroczystej Mszy św. Pontyfikalnej na Placu Piłsudskiego w Warszawie Ojciec św. Jan Paweł II wyniósł do chwały ołtarzy 108 Męczenników, którzy swoją przynależność do Chrystusa poświadczyli oddaniem za Niego swego życia. Wśród tych niezwykłych świadków Chrystusa jest kapłan związany z Pelikanami – ks. Mieczysław Bohatkiewicz. Po wybuchu wojny przyjechał do swego brata ks. Stanisława Bohatkiewicza, który był proboszczem w Puszkach. Wkrótce arcybp Jałbrzykowski zamianował ks. Mieczysława proboszczem parafii Pelikany koło Opsy. Tu bardzo ofiarnie duszpasterzował do listopada 1941 r. Pozostawił po sobie pamięć natchnionego wprost kaznodziei, który podtrzymywał na duchu ludzi w tych ciężkich czasach i umiał dzielić się tym co miał z biednymi i potrzebującymi. Od końca listopada 1941 r. pracował w Dryssie (obecnie Wierchniedwinsk) na Białorusi. Tu 16 I 1942 r. został aresztowany i więziony najpierw w Brasławiu, a od 1 lutego w Głębokiem. W pierwszych dniach marca 1942 r. został przeniesiony ze szpitala do więzienia i umieszczony w celi śmierci. Tam w nocy jeszcze się wyspowiadał, odprawili Msze św. I napisał bardzo wymowny listy do najbliższych na kartkach brewiarza. Ks. Bohatkiewicz na kartkach brewiarza napisał do rodziny: „Idę dzisiejszej noc na śmierć, ja i moi konfratrzy z Ikaźni. Idę spokojnie i mam w Bogu nadzieję, że moje cierpienia i krew wysłużą mi zbawienie…” Kończył słowami „Niech żyje Chrystus Król! Amen.” Został rozstrzelany przez Niemców rankiem 4 III 1942 r. w lasku Borek koło Berezwecza. Ginął ze słowami „Niech żyje Chrystus Król!” na ustach. Wśród kapłanów archidiecezji wileńskiej oraz wiernych parafii Pelikany przechowuje się pamięć o nim jako męczenniku za wiarę. Drugim znanym księdzem związanym z Pelikanami był Ks. Bolesław Zabłudowski. Święcenia kapłańskie otrzymał z rąk Arcybiskupa Romualda Jałbrzykowskiego 4.VI.1933 r. Pierwszą placówką jego pracy kapłanskiej był Wołożyn, gdzie prawie rok był wikariuszem. Następnie przez dwa lata był wikariuszem w Widzach (1934-1936), a potem w Grodnie w parafii farnej. W styczniu 1939 r. został proboszczem parafii Pelikany w dekanacie brasławskim. Była to ponad trzytysięczna parafia, prawie czysto katolicka i polska, jedynie wieś Mieluńce zamieszkiwali Litwini. W czasie II wojny światowej cierpiał w łagrach sowieckich. Wprawdzie udało mu się wydostać z tej „Golgoty Wschodu” i dożył sędziwych lat, ale należy mu się miejsce na tej stronie „Kapłanów-Męczenników”.W uznaniu zasług Kardynał Stefan Wyszyński w 1969 r. nadał ks. Zabłudowskiemu przywilej noszenia rokiety i kanonickiego mantoletu, a Ojciec Święty Jan Pawel II w 1981 r. zamianował go kapelanem papieskim. W 1995 r. prezydent Lech Wałęsa odznaczył ks. Bolesława Orderem Krzyża Kawalerskiego za zasługi dla Rzeczypospolitej Polskiej.